Brian był
ucieleśnieniem wszystkiego, czego Alan mógł tylko zapragnąć. Przystojny, ładnie
umięśniony brunet z głębokim, lekko ochrypłym głosem… Marzenie.
Jego
marzenie.
Początkowo
Alan nie podejrzewał, że Brian aż tak bardzo będzie się opierał jego miłości.
Wolał jednonocne przygody, zaliczając kolejnych facetów, którzy wpadli mu w oko
albo po prostu jeszcze do niego nie należeli. Na dźwięk słów „kocham cię” niemal
sikła ze strachu i uciekał, gdzie pieprz rośnie. Tylko wytrwałość pozwoliła Alanowi
jakoś przeżyć ten trudny okres, a z małą pomocą kilku napakowanych hormonami
homofobów, którzy zmasakrowali go dla rozrywki na placu zabaw, Brian wreszcie
zwrócił na niego uwagę.
Alan był
wniebowzięty. Wyglądało na to, że Brian w końcu sobie odpuścił jednonocne
przygody i uległ sile jego uczucia. Brian kochał się z nim naprawdę często,
czasami nawet odpisywał na smsy i odbierał telefony, jeśli nie były zbyt częste.
Rzadko, ale jednak, pozwalał Alanowi zostawać na noc. Cały czas powtarzał, że
robi to dla świętego spokoju i nie życzy sobie, żeby Alan wyznawał mu miłość,
ale ten w ogóle go nie słuchał. Był pewien, że wreszcie udało mu się usidlić miłość
swojego życia! Do zakazu wyznawania miłości musiał się, niestety, zastosować,
ale i tak był zadowolony z rezultatów swoich prześladowań.
Brian jednak
wcale nie zrezygnował z innych mężczyzn, wręcz przeciwnie – często, kiedy Alan
wpadał bez zapowiedzi (czego też Brian bardzo nie lubił), natykał się na gorące
sceny z udziałem jego i nieznanych sobie mężczyzn.
Pierwszy
taki raz był dla niego naprawdę ciężki, zresztą każdy kolejny również. Za
każdym razem, gdy wędrował do Briana, miał nadzieję, że jego miłość spędza czas
samotnie. Przeważnie jednak Brian miał już kogoś do zaspokojenia swoich
potrzeb.
Alan to
zaakceptował, nie miał właściwie innego wyjścia. Gdy wytknął Brianowi zdradę,
brunet nieomal roześmiał mu się w twarz. „Nic ci nie obiecywałem”, powiedział.
No, bo przecież nie obiecywał. To Alan chciał z nim być, więc to on powinien
się podporządkować.
Na
początku było ciężko, ale z czasem chłopak przywykł do tego. Rzadziej nachodził
Briana bez zapowiedzi, nie chcąc wbijać sobie w serce kolejnych sztyletów.
Przywykł do warunków, które postawił mu Brian i uświadomił sobie, że kiedy już
„zdobył” miłość swojego życia, zaczął marzyć o czymś innym.
Chciał,
żeby Brian wyznał mu miłość. W końcu tak powinno być, prawda? Alan znalazł
faceta, z którym chciał spędzić resztę życia, teraz Brian powinien wreszcie
dojrzeć do związku i odwzajemnić jego uczucia. Powiedzieć mu te dwa magiczne słowa,
które Alan tak desperacko pragnął usłyszeć.
Alan
czekał i czekał, ale Brian nigdy nawet słowem nie wspomniał, że poczuł do niego
coś więcej. Mimo to niemal rok częstych spotkań napawał Alana optymizmem. Był z
Brianem i tylko to się liczyło.
A
przynajmniej do dnia, kiedy zmieniło się wszystko.
Nic nie
zapowiadało nadchodzącej tragedii. Dzień był całkiem zwyczajny – Alan jak
zwykle ładnie się ubrał i poszedł do pracy, gdzie miał całkiem sporo klientów.
Był dobry w swoim zawodzie i przychodziło do niego coraz więcej zadowolonych z
jego usług osób.
Jak
zwykle gawędził wesoło z klientką, robiąc jej modną fryzurę. W ułamku sekundy
poczuł zawroty głowy, a jego uwagę przyciągnęła czerwona kropla, która kapnęła
na podłogę. Zmarszczył brwi, nie rozumiejąc, o co chodzi. Wytarł nos w rękę i
zdumiał się, kiedy zobaczył na niej krew. Spojrzał przed siebie, ale obraz mu
się rozmazał.
-
Wszystko w porządku? – spytała zaniepokojona klientka.
Alan
powoli przeniósł wzrok na nią.
Potem
zemdlał.
Diagnoza
w szpitalu była dla niego szokiem. Po długich badaniach lekarze orzekli, że ma
bardzo poważną wadę serca i konieczny jest niemal natychmiastowy przeszczep. To
była jedyna szansa na uratowanie Alana. Chociaż wszystko było załatwiane na
„wariackich papierach”, lekarze po wyrażeniu swojego zaskoczenia, że jeszcze w
ogóle żyje i jego ciało wcześniej nie dało mu znać, jak poważny jest jego stan,
dali mu pager. Sprawa była jasna – kiedy pager zacznie piszczeć, znaleziono dla
niego dawcę. Przerażające było to, że miał cztery procent szans na znalezienie
takowego. Lekarze nie chcieli mu tego powiedzieć, żeby nie dołować go jeszcze
bardziej, ale Alan był wyjątkowo uparty. Gdy już wiedział, żałował, że zapytał.
Po
wyjściu ze szpitala z płaczem pobiegł do Briana, chcąc mocno się do niego
przytulić i usłyszeć, że nic się nie dzieje, że sobie poradzą. Jakież więc było
jego rozczarowanie, kiedy otworzył drzwi do domu bruneta i zobaczył, jak ten
posuwa jakiegoś innego chłopaka, głośno wyrażając swoje zadowolenie.
Alan
widział to już wiele razy, a i tak poczuł bolesny ucisk w żołądku. Przez chwilę
tak po prostu stał, patrząc pustym wzrokiem na dwa miarowo poruszające się
ciała. Czy Briana w tej chwili w ogóle obchodziło to, że on, Alan, mógł umrzeć?
Czy tak naprawdę przejąłby się wiadomością, która dla Alana była definitywnym końcem
wszystkiego? Przecież nie miał szans na przeżycie. Był naiwny, ale nawet on nie
wierzył, że akurat jego pager zadzwoni.
Odwrócił
się na pięcie i odszedł, cicho zamykając za sobą drzwi. Brian w tej chwili go
nie potrzebował, co z tego, że on potrzebował Briana?
Przepłakał
niemal całą noc. Bał się umrzeć. Bał się, że to się stanie, zanim Brian wyzna
mu miłość. Jeśli miał umrzeć, to chciał to usłyszeć. Chciał, żeby miłość jego
życia szczerze powiedziała mu, że go kocha.
-
Obiecaj, że nikomu nie powiesz! – powiedział stanowczo Alan, patrząc swojej
najlepszej przyjaciółce prosto w oczy. Była sobota, siedzieli na huśtawkach na
placu zabaw i bujali się lekko, nie odrywając stóp od ziemi.
-
Przecież to głupie – odparła Sara, patrząc na przyjaciela z troską. Wiadomość o
jego zbliżającej się śmierci wstrząsnęła nią dogłębnie. – Brian nie jest osobą,
która…
- Nie
chcę, żeby się dowiedział. Jeśli się dowie, jego słowa nie będą szczere.
- Czy nie
jest ważne to, że w ogóle ci to powie?
Alan
zasępił się.
- Chcesz
przez to powiedzieć, że w innych okolicznościach to niemożliwe?
- Ee…
N-nie! Ale… ale przecież…
- Brian
musi mi to powiedzieć. Na pewno powie, zobaczysz.
- Alan!
-
Mówiłem, że będzie mój, ale nikt nie chciał mi wierzyć. A teraz proszę,
jesteśmy razem.
- Zdradza
cię na prawo i lewo, jesteś tylko dodatkiem do całości!
-
Nieprawda! Brian mnie kocha, tylko nie potrafi tego wyrazić.
Tak
naprawdę Alan sam zaczynał wątpić, że Brian cokolwiek do niego czuje. Na
początku wszystko było w porządku i tak dalej, ale wiadomo, że w miarę jedzenia
apetyt rośnie. To, że Brian brał go do łóżka przestawało mu wystarczać. Czasami
potrzebował się do kogoś przytulić i poczuć się bezpiecznie, a Brian nie chciał
mu tego dać. Prócz seksu nie chciał mu dać tak właściwie nic.
Czas
mijał. Z każdym kolejnym dniem Alan drżał o swoje życie, wbrew sobie łudząc
się, że pager kiedyś tam zadzwoni i że lekarze zdążą go uratować. Miał go cały
czas przy sobie, zastanawiając się, jaki to właściwie będzie dźwięk, kiedy
zacznie brzęczeć. O ile, oczywiście, zacznie. O wadzie serca wciąż wiedziała
tylko Sara. Alan nie raz i nie dwa musiał się ugryźć w język, żeby nie wygadać
się przed Brianem. Chciał usłyszeć szczere wyznanie miłości, a nie nic nie
znaczące słowa litości. Każdy kolejny dzień obdzierał go ze skrawku nadziei, że
kiedykolwiek to się w ogóle stanie.
-
Wszystko w porządku? – zdumiał się Brian, gdy Alan po raz pierwszy odmówił mu
seksu i raczej zdecydowanie odsunął obejmujące go ramiona. – Coś się stało?
Tak,
umieram, pomyślał blondyn, ale nie powiedział tego na głos.
- Źle się
czuję – skłamał chłopak.
- Jesteś
blady. Może lepiej idź do domu?
- Mógłbym
przenocować tutaj?
Brian
skrzywił się prawie niezauważalnie. Była dopiero dziewiętnasta i był też piątek
– idealny czas, żeby wybrać się do klubu. Skoro Alan nie chciał mu dać tego,
czego pragnął, zdecydował się poszukać tego gdzieś indziej.
Dla Alana
było to jak policzek.
- Mmm…
Może lepiej jednak pójdę do siebie – szepnął cicho, spuszczając głowę.
Przełknął ciężko ślinę, czując gulę w gardle. Brian przekrzywił lekko głowę,
nic nie rozumiejąc.
- Alan…?
Co jest?
- Nic.
Mówiłem. Źle się czuję.
- Może
lepiej idź do lekarza? Ostatnio jakoś niewyraźnie wyglądasz.
Zauważyłeś,
zdziwił się w myślach blondyn.
- Nic mi
nie będzie… To tylko prze… - głos mu się niebezpiecznie załamał –przemęczenie…
- C…?
- Do
następnego.
- Ala…
Ale Alana
już nie było. Brian nie bardzo wiedział, co się dzieje. Po raz pierwszy
dzieciak go olał. Wcześniej zawsze przybiegał na każde jego zawołanie, a teraz
tak po prostu go… olał.
- Chyba
naprawdę jest chory – mruknął do siebie Brian.
Przecież
to niemożliwe, żeby się nim znudził.
W końcu
go kochał.
Kolejne
dwa tygodnie były dla Alana ogromnym wyzwaniem. Czuł się raczej źle, zapewne
przez coraz więcej nieprzespanych nocy. Pager nie chciał dzwonić, a o wadzie
serca wciąż wiedziała tylko Sara. Spotkania z przyjaciółką i płakanie jej w
rękaw nie były jednak wystarczające, żeby ukoić wewnętrzny ból nastolatka. Jak
nigdy w życiu pragnął miłości i właśnie teraz, kiedy jego dawny optymizm był mu
na gwałt potrzebny, zaczął wyrastać ze swojej dziecinności i naiwności. Brian
się martwił, pytał o jego samopoczucie, ale był daleko od tego, żeby cokolwiek Alanowi
wyznać. A czas leciał.
Chłopak
czuł, że każda jedna godzina zbliża go nieuchronnie do śmierci. Zachowywał się
normalnie, chociaż przychodziło mu to z coraz większym trudem. To smutne, że ludzie
chorzy na HIV mieli większe szanse na życie niż on z wadą serca. Co mógł jednak
poradzić na to, że miał tak rzadką krew i liczba dawców była o wiele niższa niż
w innych grupach?
Czas był
teraz jego jedynym przyjacielem i jednocześnie wrogiem.
-
Wszystko ok? Brian się skarżył, że go olewasz, w co ciężko mi uwierzyć – Xander,
kolega Briana, uśmiechnął się pod nosem. Spotkali się w markecie, kiedy obaj
robili zakupy. Brian i Xander przyjaźnili się przez lata i brunet uwielbiał mu
się żalić.
Alan
zawahał się.
- Mam…
pewien problem, ale nie chcę, żeby Brian o nim wiedział.
- To coś
związanego z nim?
- N-nie.
- Coś ci
powiedział? Zdradził cię?
- Nie o
to chodzi – westchnął Alan. W końcu Brian zdradzał go cały czas. – Po prostu
chciałbym, żeby… Żeby…
- Żeby
co?
- Żeby
powiedział mi, że mnie kocha.
Xander
uniósł brwi.
- Nie
chciałbym cię dołować, ale prędzej piekło zamarznie. Nie liczyłbym na wiele.
Już to, że pozwala ci ze sobą sypiać, to cud. Nie oczekuj od niego absolutnie
niczego.
-
Dlaczego?
- Wiesz,
lepiej żebyś to usłyszał ode mnie. Nic ci nie obiecywał, prawda? Brian nie jest
chłopakiem odpowiednim do związku. Spotyka się z tobą, bo taką ma zachciankę,
ale nie miej złudzeń, że kiedy mu się znudzisz, nie każe ci zwyczajnie
spierdalać. I zrobi to bez najmniejszych wyrzutów sumienia, możesz mi uwierzyć.
- Gdyby
tak było, już by to zrobił.
- Jesteś
na miejscu i ma do ciebie nieograniczony dostęp. Kiedy nie może pójść się
rozerwać, bo mu się nie chce czy coś, dzwoni po ciebie. Dlaczego miałby z tego
rezygnować?
Oczy Alana
zaszły łzami. Xander zamrugał i speszył się lekko.
- Hej,
daj spokój… Przecież to oczywiste.
Nastolatek
odwrócił się do niego plecami, odkładając wzięty lakier do włosów na półkę.
- Muszę
już iść… - powiedział cicho Alan, po czym minął kolegę i odszedł, próbując
pohamować łzy. Nie chciał płakać, a już zwłaszcza w miejscu publicznym.
Słowa Xandera
rozdarły już i tak jego zepsute serce na pół. Zresztą, po co Brianowi jego
serce? Nawet nie jest do końca dobre i w każdej chwili może przestać bić. Po co
mu takie, skoro może mieć każde inne?
Badania
kontrolne w szpitalu wypadły gorzej niż ostatnio. Czas mijał, a ostatnie
marzenie Alana widać nie chciało się spełnić.
Brian
zaczął się na serio niepokoić. Jeszcze nigdy nie widział Alana tak przybitego.
Kiedy po drugim razie, gdy blondyn odmówił mu seksu, naskoczył na niego,
nastolatek zaczął go unikać. To było dla niego prawdziwym szokiem. W końcu to Alan
lgnął do niego przez ten cały rok i nachodził go niemal codziennie, a teraz tak
po prostu…
Brian nie
miał pojęcia, co jest grane. Czuł jednak, że to coś złego. Był ciekawy, o co
chodzi, ale Alan za każdym razem go zbywał.
- Czy ty
mnie chociaż lubisz? – spytał Alan pewnego dnia, siedząc na jego łóżku.
- Co to
za pytanie? – zapytał Brian, przeglądając katalog z ciuchami.
-
Normalne.
- Czemu
miałbym cię nie lubić? – spytał brunet obojętnie.
- A czemu
miałbyś mnie lubić?
Brian
zmarszczył brwi i spojrzał na nastolatka z zastanowieniem.
- O co
chodzi?
- O nic.
Po prostu chciałbym wiedzieć.
- Ja… To
głupie pytanie. Jesteś i już. Po prostu.
- Jakiś
stosunek do mnie musisz mieć.
- Raczej
ambiwalentny.
Ambiwalentny…
To zdecydowanie nie były słowa zakochanego mężczyzny.
A krew z
nosa, która pociekła po twarzy chłopaka, nie była radosnym okrzykiem
szczęśliwego Alana.
- Krew… -
powiedział ze zdumieniem Brian. Alan patrzył tępo na czerwoną plamę, zdobiącą
jasną pościel. Poczuł mdłości i zawroty głowy, o wiele silniejsze niż
dotychczas. Jego serce zaczęło bić szybciej, sprawiając mu ból. Każde uderzenie
niosło ze sobą niewyobrażalne cierpienie.
To… już?
-
Chciałem tylko choć raz t-to usłyszeć – szepnął niemal niedosłyszalnie Alan,
osuwając się bezwładnie na podłogę. Ostatnim, co zobaczył, była zszokowana
twarz Briana.
Ostatnim,
co usłyszał, było dziwne brzęczenie, którego znaczenia nie rozumiał.
- Co tu
jest grane?!
Brian
krążył zdenerwowany po poczekalni w szpitalu. Nad salą, w której operowano Alana,
wciąż paliło się czerwona światło, które oznaczało, że operacja wciąż trwa. Sara
siedziała na krześle, cała blada i drżąca.
- Alan…
On… On – jąkała się dziewczyna.
- On co?
– warknął Brian. Sam był mocno zszokowany całym zajściem. Coś boleśnie przewróciło
mu się w żołądku, kiedy zobaczył nieprzytomnego Alana.
- On…
miał… ma wadę serca – wyjąkała nastolatka. – Dowiedział się o tym kilka tygodni
temu i… Lekarze dawali mu tylko kilka procent szans na znalezienie dawcy w tak
krótkim czasie. Ma… bardzo rzadką grupę krwi.
- Czemu
mi nic nie powiedział?! To przez to się tak zachowywał?
- Gdy…
Gdy usłyszał, że niedługo umrze, zamarzył o… Chciał przed ś-ś-śmier-rcią
usłyszeć od ciebie, że go kochasz.
Brian
zdębiał. Szeroko otwartymi oczami patrzył na przyjaciółkę swojego… hm,
chłopaka?, nie mogąc uwierzyć własnym uszom. To było marzenie Alana?
W jego
oczach zakręciły się niechciane łzy. Odwrócił się plecami do Sary, nie chcąc
pokazać jej swojej słabości. Było jasne, że Alan miał jakieś pięćdziesiąt
procent szans na przeżycie przeszczepu. Jeśli nie przeżyje, nigdy sobie nie
wybaczy, że mu tego nie powiedział.
Nigdy.
Przywiązał
się do tego dzieciaka zupełnie przypadkiem. Nawet nie wiedział kiedy, a już
rzeczy Alana pojawiły się w jego domu, a numer widniał w ulubionych i był
najczęściej wybierany. Nie wyobrażał sobie, że teraz… ma go braknąć. I to
jeszcze tak nagle.
- Co się
właściwie stało? – spytała Sara.
- Był u
mnie i rozmawialiśmy… A potem nagle zemdlał i… zaczął dzwonić pager. Zadzwoniłem
szybko na pogotowie. Akurat byli w pobliżu. Gdy przyjechali i usłyszeli dźwięk
pagera, zaczęli działać. Potem zadzwoniłem do jego matki.
- Utknęła
w korku, niedługo powinna tu być.
Brian
skinął głową, chociaż było mu to właściwie obojętne. Teraz liczył się tylko Alan.
Po
operacji lekarze powiedzieli, że przeszczep się udał, ale minie jeszcze trochę
czasu, żeby móc stwierdzić, czy Alan to przeżyje. W razie odrzucenia
przeszczepu nie mieli dla niego innego dawcy, co równało się śmiercią chłopaka.
Najbliższe dwie doby miały mieć największe znaczenie.
Lekarz
nie pozwolił mu wejść do sali Alana, ponieważ nie był członkiem rodziny. Na
szczęście Sara przyszła mu z pomocą i zagadała lekarza, dzięki czemu Brian
wślizgnął się do jego pokoju.
Usiadł na
krześle obok łóżka i złapał blondyna za rękę, zaciskając na niej lekko palce.
Wkrótce Alan
się obudzi. Wyglądał tak krucho w tym wielkim łóżku… Brian pogłaskał kciukiem
wierzch jego dłoni. Cokolwiek się właśnie działo, czuł magię chwili. Ucałował
lekko palce nastolatka.
- Kocham
cię… - wyszeptał, jakby bał się, że ktoś może go usłyszeć. – Kocham cię i gdy
tylko się obudzisz, spełnię twoje marzenie.
Alan nie
usłyszał tego, wciąż będąc w śpiączce, ale kiedy trzy dni później wreszcie się
z niej wybudził i zobaczył, że obok jego łóżka na krześle śpi Brian, jego nowe
serce zabiło żywiej, a ciało napełniło dziwne ciepło.
Twarz,
która o mały włos nie zastygła w wyrazie zdziwienia na wieki, została
rozjaśniona przez delikatny, czuły uśmiech.
Może i Brian
nie powiedział mu, że go kocha, ale…
Czy to,
że tu był, nie było wystarczającym dowodem?
W razie
jakichkolwiek wątpliwości, Brian chyba podświadomie wyczuł, że nastolatek jest
przytomny, bo z jego ust wyrwało się ciche „kocham cię”, zniekształcone przez
mlaskanie i cmokanie. Albo Alan był w raju, albo Brian tak często powtarzał te
słowa w myślach, że teraz wypowiadał je na głos nawet przez sen.
Bijące w
piersi serce przyspieszyło lekko, jakby na dowód, że Alan żyje.
A skoro
żył, to tak naprawdę był w raju.
***
Dzisiaj krótko i słodko (zęby całe, mam nadzieję;)). Znalazłam ten tekst buszując po swoich folderach z opowiadaniami. Jest już trochę stary, więc proszę o wyrozumiałość.
Mam nadzieję, że się podobało.
Pozdrawiam!
Czy tylko mi pierwsze akapity przypominają Queer as folk?
OdpowiedzUsuńPrawdopodobnie tak. Kiedyś oglądałam to na okrągło i takie są tego efekty -.-
UsuńPozdrawiam!
Też oglądałam to na okrągło. Ale dopóki mi nie powiedzieliście nie skapowowałambże tekt jest podobny do serialu. I to nie tylko na początku. Ciężka choroba. I wyznanie miłości gdy minęło zagrożenie życia. Więcej takich tekstów!
UsuńSłodko i flafuśnie :)
OdpowiedzUsuńAż tak słodko znowu nie było.. Trochę smut, jeżeli mam być szczera tyle, że z happy endem. I dobrze.. Nie lubię smutnych zakończeń. W ogóle koniec opowiadania, a ja się zorientowałam, że mi lampki w pokoju nie święcą.. Chryste.. A siedzę z nimi już dwie godziny.. No to yolo..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, ślę wenę do dalszego pisania i czekam na więcej~
Trochę smutne ale cudne
OdpowiedzUsuńCudowny shot.
OdpowiedzUsuńJednak osobiście wolę dramaty, które nie kończą się tak zwanym Happy Endem.
Pozdrawiam i weny życzę ~
Smutne to było i czytając naprawdę obawiałam się że zakończenie nie będzie szczęśliwe, ale na szczęście był happy end :) A ten serial rzeczywiście ma coś w sobie. Brian niby taki skurczybyk ale nie można mu odmówić uroku :) pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWzruszyłam się. Smutne, ale fajne.
OdpowiedzUsuńObawiałam się, że będzie jakiś dramat,a owych nie lubię, więc bardzo się cieszę, że był happy end :)
OdpowiedzUsuńDużo weny :)
Pozdrawiam :)
Hej,
OdpowiedzUsuńtak bardzo go kochał, pragnął usłyszeć od niego te dwa niezwykłe słowa, bardzo późno w końcu je usłyszał, i w ostatniej chwili znalazł się dawca...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia