wtorek, 5 stycznia 2016

Droga do raju



Brian był ucieleśnieniem wszystkiego, czego Alan mógł tylko zapragnąć. Przystojny, ładnie umięśniony brunet z głębokim, lekko ochrypłym głosem… Marzenie.
Jego marzenie.
Początkowo Alan nie podejrzewał, że Brian aż tak bardzo będzie się opierał jego miłości. Wolał jednonocne przygody, zaliczając kolejnych facetów, którzy wpadli mu w oko albo po prostu jeszcze do niego nie należeli. Na dźwięk słów „kocham cię” niemal sikła ze strachu i uciekał, gdzie pieprz rośnie. Tylko wytrwałość pozwoliła Alanowi jakoś przeżyć ten trudny okres, a z małą pomocą kilku napakowanych hormonami homofobów, którzy zmasakrowali go dla rozrywki na placu zabaw, Brian wreszcie zwrócił na niego uwagę.

Alan był wniebowzięty. Wyglądało na to, że Brian w końcu sobie odpuścił jednonocne przygody i uległ sile jego uczucia. Brian kochał się z nim naprawdę często, czasami nawet odpisywał na smsy i odbierał telefony, jeśli nie były zbyt częste. Rzadko, ale jednak, pozwalał Alanowi zostawać na noc. Cały czas powtarzał, że robi to dla świętego spokoju i nie życzy sobie, żeby Alan wyznawał mu miłość, ale ten w ogóle go nie słuchał. Był pewien, że wreszcie udało mu się usidlić miłość swojego życia! Do zakazu wyznawania miłości musiał się, niestety, zastosować, ale i tak był zadowolony z rezultatów swoich prześladowań.
Brian jednak wcale nie zrezygnował z innych mężczyzn, wręcz przeciwnie – często, kiedy Alan wpadał bez zapowiedzi (czego też Brian bardzo nie lubił), natykał się na gorące sceny z udziałem jego i nieznanych sobie mężczyzn.
Pierwszy taki raz był dla niego naprawdę ciężki, zresztą każdy kolejny również. Za każdym razem, gdy wędrował do Briana, miał nadzieję, że jego miłość spędza czas samotnie. Przeważnie jednak Brian miał już kogoś do zaspokojenia swoich potrzeb.
Alan to zaakceptował, nie miał właściwie innego wyjścia. Gdy wytknął Brianowi zdradę, brunet nieomal roześmiał mu się w twarz. „Nic ci nie obiecywałem”, powiedział. No, bo przecież nie obiecywał. To Alan chciał z nim być, więc to on powinien się podporządkować.
Na początku było ciężko, ale z czasem chłopak przywykł do tego. Rzadziej nachodził Briana bez zapowiedzi, nie chcąc wbijać sobie w serce kolejnych sztyletów. Przywykł do warunków, które postawił mu Brian i uświadomił sobie, że kiedy już „zdobył” miłość swojego życia, zaczął marzyć o czymś innym.
Chciał, żeby Brian wyznał mu miłość. W końcu tak powinno być, prawda? Alan znalazł faceta, z którym chciał spędzić resztę życia, teraz Brian powinien wreszcie dojrzeć do związku i odwzajemnić jego uczucia. Powiedzieć mu te dwa magiczne słowa, które Alan tak desperacko pragnął usłyszeć.
Alan czekał i czekał, ale Brian nigdy nawet słowem nie wspomniał, że poczuł do niego coś więcej. Mimo to niemal rok częstych spotkań napawał Alana optymizmem. Był z Brianem i tylko to się liczyło.
A przynajmniej do dnia, kiedy zmieniło się wszystko.
Nic nie zapowiadało nadchodzącej tragedii. Dzień był całkiem zwyczajny – Alan jak zwykle ładnie się ubrał i poszedł do pracy, gdzie miał całkiem sporo klientów. Był dobry w swoim zawodzie i przychodziło do niego coraz więcej zadowolonych z jego usług osób.
Jak zwykle gawędził wesoło z klientką, robiąc jej modną fryzurę. W ułamku sekundy poczuł zawroty głowy, a jego uwagę przyciągnęła czerwona kropla, która kapnęła na podłogę. Zmarszczył brwi, nie rozumiejąc, o co chodzi. Wytarł nos w rękę i zdumiał się, kiedy zobaczył na niej krew. Spojrzał przed siebie, ale obraz mu się rozmazał.
- Wszystko w porządku? – spytała zaniepokojona klientka.
Alan powoli przeniósł wzrok na nią.
Potem zemdlał.
Diagnoza w szpitalu była dla niego szokiem. Po długich badaniach lekarze orzekli, że ma bardzo poważną wadę serca i konieczny jest niemal natychmiastowy przeszczep. To była jedyna szansa na uratowanie Alana. Chociaż wszystko było załatwiane na „wariackich papierach”, lekarze po wyrażeniu swojego zaskoczenia, że jeszcze w ogóle żyje i jego ciało wcześniej nie dało mu znać, jak poważny jest jego stan, dali mu pager. Sprawa była jasna – kiedy pager zacznie piszczeć, znaleziono dla niego dawcę. Przerażające było to, że miał cztery procent szans na znalezienie takowego. Lekarze nie chcieli mu tego powiedzieć, żeby nie dołować go jeszcze bardziej, ale Alan był wyjątkowo uparty. Gdy już wiedział, żałował, że zapytał.
Po wyjściu ze szpitala z płaczem pobiegł do Briana, chcąc mocno się do niego przytulić i usłyszeć, że nic się nie dzieje, że sobie poradzą. Jakież więc było jego rozczarowanie, kiedy otworzył drzwi do domu bruneta i zobaczył, jak ten posuwa jakiegoś innego chłopaka, głośno wyrażając swoje zadowolenie.
Alan widział to już wiele razy, a i tak poczuł bolesny ucisk w żołądku. Przez chwilę tak po prostu stał, patrząc pustym wzrokiem na dwa miarowo poruszające się ciała. Czy Briana w tej chwili w ogóle obchodziło to, że on, Alan, mógł umrzeć? Czy tak naprawdę przejąłby się wiadomością, która dla Alana była definitywnym końcem wszystkiego? Przecież nie miał szans na przeżycie. Był naiwny, ale nawet on nie wierzył, że akurat jego pager zadzwoni.
Odwrócił się na pięcie i odszedł, cicho zamykając za sobą drzwi. Brian w tej chwili go nie potrzebował, co z tego, że on potrzebował Briana?
Przepłakał niemal całą noc. Bał się umrzeć. Bał się, że to się stanie, zanim Brian wyzna mu miłość. Jeśli miał umrzeć, to chciał to usłyszeć. Chciał, żeby miłość jego życia szczerze powiedziała mu, że go kocha.

- Obiecaj, że nikomu nie powiesz! – powiedział stanowczo Alan, patrząc swojej najlepszej przyjaciółce prosto w oczy. Była sobota, siedzieli na huśtawkach na placu zabaw i bujali się lekko, nie odrywając stóp od ziemi.
- Przecież to głupie – odparła Sara, patrząc na przyjaciela z troską. Wiadomość o jego zbliżającej się śmierci wstrząsnęła nią dogłębnie. – Brian nie jest osobą, która…
- Nie chcę, żeby się dowiedział. Jeśli się dowie, jego słowa nie będą szczere.
- Czy nie jest ważne to, że w ogóle ci to powie?
Alan zasępił się.
- Chcesz przez to powiedzieć, że w innych okolicznościach to niemożliwe?
- Ee… N-nie! Ale… ale przecież…
- Brian musi mi to powiedzieć. Na pewno powie, zobaczysz.
- Alan!
- Mówiłem, że będzie mój, ale nikt nie chciał mi wierzyć. A teraz proszę, jesteśmy razem.
- Zdradza cię na prawo i lewo, jesteś tylko dodatkiem do całości!
- Nieprawda! Brian mnie kocha, tylko nie potrafi tego wyrazić.
Tak naprawdę Alan sam zaczynał wątpić, że Brian cokolwiek do niego czuje. Na początku wszystko było w porządku i tak dalej, ale wiadomo, że w miarę jedzenia apetyt rośnie. To, że Brian brał go do łóżka przestawało mu wystarczać. Czasami potrzebował się do kogoś przytulić i poczuć się bezpiecznie, a Brian nie chciał mu tego dać. Prócz seksu nie chciał mu dać tak właściwie nic.
Czas mijał. Z każdym kolejnym dniem Alan drżał o swoje życie, wbrew sobie łudząc się, że pager kiedyś tam zadzwoni i że lekarze zdążą go uratować. Miał go cały czas przy sobie, zastanawiając się, jaki to właściwie będzie dźwięk, kiedy zacznie brzęczeć. O ile, oczywiście, zacznie. O wadzie serca wciąż wiedziała tylko Sara. Alan nie raz i nie dwa musiał się ugryźć w język, żeby nie wygadać się przed Brianem. Chciał usłyszeć szczere wyznanie miłości, a nie nic nie znaczące słowa litości. Każdy kolejny dzień obdzierał go ze skrawku nadziei, że kiedykolwiek to się w ogóle stanie.
- Wszystko w porządku? – zdumiał się Brian, gdy Alan po raz pierwszy odmówił mu seksu i raczej zdecydowanie odsunął obejmujące go ramiona. – Coś się stało?
Tak, umieram, pomyślał blondyn, ale nie powiedział tego na głos.
- Źle się czuję – skłamał chłopak.
- Jesteś blady. Może lepiej idź do domu?
- Mógłbym przenocować tutaj?
Brian skrzywił się prawie niezauważalnie. Była dopiero dziewiętnasta i był też piątek – idealny czas, żeby wybrać się do klubu. Skoro Alan nie chciał mu dać tego, czego pragnął, zdecydował się poszukać tego gdzieś indziej.
Dla Alana było to jak policzek.
- Mmm… Może lepiej jednak pójdę do siebie – szepnął cicho, spuszczając głowę. Przełknął ciężko ślinę, czując gulę w gardle. Brian przekrzywił lekko głowę, nic nie rozumiejąc.
- Alan…? Co jest?
- Nic. Mówiłem. Źle się czuję.
- Może lepiej idź do lekarza? Ostatnio jakoś niewyraźnie wyglądasz.
Zauważyłeś, zdziwił się w myślach blondyn.
- Nic mi nie będzie… To tylko prze… - głos mu się niebezpiecznie załamał –przemęczenie…
- C…?
- Do następnego.
- Ala…
Ale Alana już nie było. Brian nie bardzo wiedział, co się dzieje. Po raz pierwszy dzieciak go olał. Wcześniej zawsze przybiegał na każde jego zawołanie, a teraz tak po prostu go… olał.
- Chyba naprawdę jest chory – mruknął do siebie Brian.
Przecież to niemożliwe, żeby się nim znudził.
W końcu go kochał.

Kolejne dwa tygodnie były dla Alana ogromnym wyzwaniem. Czuł się raczej źle, zapewne przez coraz więcej nieprzespanych nocy. Pager nie chciał dzwonić, a o wadzie serca wciąż wiedziała tylko Sara. Spotkania z przyjaciółką i płakanie jej w rękaw nie były jednak wystarczające, żeby ukoić wewnętrzny ból nastolatka. Jak nigdy w życiu pragnął miłości i właśnie teraz, kiedy jego dawny optymizm był mu na gwałt potrzebny, zaczął wyrastać ze swojej dziecinności i naiwności. Brian się martwił, pytał o jego samopoczucie, ale był daleko od tego, żeby cokolwiek Alanowi wyznać. A czas leciał.
Chłopak czuł, że każda jedna godzina zbliża go nieuchronnie do śmierci. Zachowywał się normalnie, chociaż przychodziło mu to z coraz większym trudem. To smutne, że ludzie chorzy na HIV mieli większe szanse na życie niż on z wadą serca. Co mógł jednak poradzić na to, że miał tak rzadką krew i liczba dawców była o wiele niższa niż w innych grupach?
Czas był teraz jego jedynym przyjacielem i jednocześnie wrogiem.

- Wszystko ok? Brian się skarżył, że go olewasz, w co ciężko mi uwierzyć – Xander, kolega Briana, uśmiechnął się pod nosem. Spotkali się w markecie, kiedy obaj robili zakupy. Brian i Xander przyjaźnili się przez lata i brunet uwielbiał mu się żalić.
Alan zawahał się.
- Mam… pewien problem, ale nie chcę, żeby Brian o nim wiedział.
- To coś związanego z nim?
- N-nie.
- Coś ci powiedział? Zdradził cię?
- Nie o to chodzi – westchnął Alan. W końcu Brian zdradzał go cały czas. – Po prostu chciałbym, żeby… Żeby…
- Żeby co?
- Żeby powiedział mi, że mnie kocha.
Xander uniósł brwi.
- Nie chciałbym cię dołować, ale prędzej piekło zamarznie. Nie liczyłbym na wiele. Już to, że pozwala ci ze sobą sypiać, to cud. Nie oczekuj od niego absolutnie niczego.
- Dlaczego?
- Wiesz, lepiej żebyś to usłyszał ode mnie. Nic ci nie obiecywał, prawda? Brian nie jest chłopakiem odpowiednim do związku. Spotyka się z tobą, bo taką ma zachciankę, ale nie miej złudzeń, że kiedy mu się znudzisz, nie każe ci zwyczajnie spierdalać. I zrobi to bez najmniejszych wyrzutów sumienia, możesz mi uwierzyć.
- Gdyby tak było, już by to zrobił.
- Jesteś na miejscu i ma do ciebie nieograniczony dostęp. Kiedy nie może pójść się rozerwać, bo mu się nie chce czy coś, dzwoni po ciebie. Dlaczego miałby z tego rezygnować?
Oczy Alana zaszły łzami. Xander zamrugał i speszył się lekko.
- Hej, daj spokój… Przecież to oczywiste.
Nastolatek odwrócił się do niego plecami, odkładając wzięty lakier do włosów na półkę.
- Muszę już iść… - powiedział cicho Alan, po czym minął kolegę i odszedł, próbując pohamować łzy. Nie chciał płakać, a już zwłaszcza w miejscu publicznym.
Słowa Xandera rozdarły już i tak jego zepsute serce na pół. Zresztą, po co Brianowi jego serce? Nawet nie jest do końca dobre i w każdej chwili może przestać bić. Po co mu takie, skoro może mieć każde inne?

Badania kontrolne w szpitalu wypadły gorzej niż ostatnio. Czas mijał, a ostatnie marzenie Alana widać nie chciało się spełnić.
Brian zaczął się na serio niepokoić. Jeszcze nigdy nie widział Alana tak przybitego. Kiedy po drugim razie, gdy blondyn odmówił mu seksu, naskoczył na niego, nastolatek zaczął go unikać. To było dla niego prawdziwym szokiem. W końcu to Alan lgnął do niego przez ten cały rok i nachodził go niemal codziennie, a teraz tak po prostu…
Brian nie miał pojęcia, co jest grane. Czuł jednak, że to coś złego. Był ciekawy, o co chodzi, ale Alan za każdym razem go zbywał.
- Czy ty mnie chociaż lubisz? – spytał Alan pewnego dnia, siedząc na jego łóżku.
- Co to za pytanie? – zapytał Brian, przeglądając katalog z ciuchami.
- Normalne.
- Czemu miałbym cię nie lubić? – spytał brunet obojętnie.
- A czemu miałbyś mnie lubić?
Brian zmarszczył brwi i spojrzał na nastolatka z zastanowieniem.
- O co chodzi?
- O nic. Po prostu chciałbym wiedzieć.
- Ja… To głupie pytanie. Jesteś i już. Po prostu.
- Jakiś stosunek do mnie musisz mieć.
- Raczej ambiwalentny.
Ambiwalentny… To zdecydowanie nie były słowa zakochanego mężczyzny.
A krew z nosa, która pociekła po twarzy chłopaka, nie była radosnym okrzykiem szczęśliwego Alana.
- Krew… - powiedział ze zdumieniem Brian. Alan patrzył tępo na czerwoną plamę, zdobiącą jasną pościel. Poczuł mdłości i zawroty głowy, o wiele silniejsze niż dotychczas. Jego serce zaczęło bić szybciej, sprawiając mu ból. Każde uderzenie niosło ze sobą niewyobrażalne cierpienie.
To… już?
- Chciałem tylko choć raz t-to usłyszeć – szepnął niemal niedosłyszalnie Alan, osuwając się bezwładnie na podłogę. Ostatnim, co zobaczył, była zszokowana twarz Briana.
Ostatnim, co usłyszał, było dziwne brzęczenie, którego znaczenia nie rozumiał.

- Co tu jest grane?!
Brian krążył zdenerwowany po poczekalni w szpitalu. Nad salą, w której operowano Alana, wciąż paliło się czerwona światło, które oznaczało, że operacja wciąż trwa. Sara siedziała na krześle, cała blada i drżąca.
- Alan… On… On – jąkała się dziewczyna.
- On co? – warknął Brian. Sam był mocno zszokowany całym zajściem. Coś boleśnie przewróciło mu się w żołądku, kiedy zobaczył nieprzytomnego Alana.
- On… miał… ma wadę serca – wyjąkała nastolatka. – Dowiedział się o tym kilka tygodni temu i… Lekarze dawali mu tylko kilka procent szans na znalezienie dawcy w tak krótkim czasie. Ma… bardzo rzadką grupę krwi.
- Czemu mi nic nie powiedział?! To przez to się tak zachowywał?
- Gdy… Gdy usłyszał, że niedługo umrze, zamarzył o… Chciał przed ś-ś-śmier-rcią usłyszeć od ciebie, że go kochasz.
Brian zdębiał. Szeroko otwartymi oczami patrzył na przyjaciółkę swojego… hm, chłopaka?, nie mogąc uwierzyć własnym uszom. To było marzenie Alana?
W jego oczach zakręciły się niechciane łzy. Odwrócił się plecami do Sary, nie chcąc pokazać jej swojej słabości. Było jasne, że Alan miał jakieś pięćdziesiąt procent szans na przeżycie przeszczepu. Jeśli nie przeżyje, nigdy sobie nie wybaczy, że mu tego nie powiedział.
Nigdy.
Przywiązał się do tego dzieciaka zupełnie przypadkiem. Nawet nie wiedział kiedy, a już rzeczy Alana pojawiły się w jego domu, a numer widniał w ulubionych i był najczęściej wybierany. Nie wyobrażał sobie, że teraz… ma go braknąć. I to jeszcze tak nagle.
- Co się właściwie stało? – spytała Sara.
- Był u mnie i rozmawialiśmy… A potem nagle zemdlał i… zaczął dzwonić pager. Zadzwoniłem szybko na pogotowie. Akurat byli w pobliżu. Gdy przyjechali i usłyszeli dźwięk pagera, zaczęli działać. Potem zadzwoniłem do jego matki.
- Utknęła w korku, niedługo powinna tu być.
Brian skinął głową, chociaż było mu to właściwie obojętne. Teraz liczył się tylko Alan.
Po operacji lekarze powiedzieli, że przeszczep się udał, ale minie jeszcze trochę czasu, żeby móc stwierdzić, czy Alan to przeżyje. W razie odrzucenia przeszczepu nie mieli dla niego innego dawcy, co równało się śmiercią chłopaka. Najbliższe dwie doby miały mieć największe znaczenie.
Lekarz nie pozwolił mu wejść do sali Alana, ponieważ nie był członkiem rodziny. Na szczęście Sara przyszła mu z pomocą i zagadała lekarza, dzięki czemu Brian wślizgnął się do jego pokoju.
Usiadł na krześle obok łóżka i złapał blondyna za rękę, zaciskając na niej lekko palce.
Wkrótce Alan się obudzi. Wyglądał tak krucho w tym wielkim łóżku… Brian pogłaskał kciukiem wierzch jego dłoni. Cokolwiek się właśnie działo, czuł magię chwili. Ucałował lekko palce nastolatka.
- Kocham cię… - wyszeptał, jakby bał się, że ktoś może go usłyszeć. – Kocham cię i gdy tylko się obudzisz, spełnię twoje marzenie.
Alan nie usłyszał tego, wciąż będąc w śpiączce, ale kiedy trzy dni później wreszcie się z niej wybudził i zobaczył, że obok jego łóżka na krześle śpi Brian, jego nowe serce zabiło żywiej, a ciało napełniło dziwne ciepło.
Twarz, która o mały włos nie zastygła w wyrazie zdziwienia na wieki, została rozjaśniona przez delikatny, czuły uśmiech.
Może i Brian nie powiedział mu, że go kocha, ale…
Czy to, że tu był, nie było wystarczającym dowodem?
W razie jakichkolwiek wątpliwości, Brian chyba podświadomie wyczuł, że nastolatek jest przytomny, bo z jego ust wyrwało się ciche „kocham cię”, zniekształcone przez mlaskanie i cmokanie. Albo Alan był w raju, albo Brian tak często powtarzał te słowa w myślach, że teraz wypowiadał je na głos nawet przez sen.
Bijące w piersi serce przyspieszyło lekko, jakby na dowód, że Alan żyje.
A skoro żył, to tak naprawdę był w raju.

***
Dzisiaj krótko i słodko (zęby całe, mam nadzieję;)). Znalazłam ten tekst buszując po swoich folderach z opowiadaniami. Jest już trochę stary, więc proszę o wyrozumiałość.
Mam nadzieję, że się podobało. 
Pozdrawiam!

11 komentarzy:

  1. Czy tylko mi pierwsze akapity przypominają Queer as folk?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdopodobnie tak. Kiedyś oglądałam to na okrągło i takie są tego efekty -.-
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Też oglądałam to na okrągło. Ale dopóki mi nie powiedzieliście nie skapowowałambże tekt jest podobny do serialu. I to nie tylko na początku. Ciężka choroba. I wyznanie miłości gdy minęło zagrożenie życia. Więcej takich tekstów!

      Usuń
  2. Aż tak słodko znowu nie było.. Trochę smut, jeżeli mam być szczera tyle, że z happy endem. I dobrze.. Nie lubię smutnych zakończeń. W ogóle koniec opowiadania, a ja się zorientowałam, że mi lampki w pokoju nie święcą.. Chryste.. A siedzę z nimi już dwie godziny.. No to yolo..
    Pozdrawiam, ślę wenę do dalszego pisania i czekam na więcej~

    OdpowiedzUsuń
  3. Trochę smutne ale cudne

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny shot.
    Jednak osobiście wolę dramaty, które nie kończą się tak zwanym Happy Endem.
    Pozdrawiam i weny życzę ~

    OdpowiedzUsuń
  5. Smutne to było i czytając naprawdę obawiałam się że zakończenie nie będzie szczęśliwe, ale na szczęście był happy end :) A ten serial rzeczywiście ma coś w sobie. Brian niby taki skurczybyk ale nie można mu odmówić uroku :) pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wzruszyłam się. Smutne, ale fajne.

    OdpowiedzUsuń
  7. Obawiałam się, że będzie jakiś dramat,a owych nie lubię, więc bardzo się cieszę, że był happy end :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej,
    tak bardzo go kochał, pragnął usłyszeć od niego te dwa niezwykłe słowa, bardzo późno w końcu je usłyszał, i w ostatniej chwili znalazł się dawca...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń