- Chodź, Harry – powiedział Louis, świecąc telefonem.-
Zapowiada się ciężka noc.
- Co? – zdziwił się Harry. – Czemu?
- Mamy piec na prąd. W takich sytuacjach nie można w nim
palić, bo może go rozsadzić. Mama pewnie zaraz pójdzie go wygasić. Może nie
zamienimy się w sople lodu do rana.
- Nie będzie tak źle – stwierdził Harry optymistycznie.
Dwie godziny później leżał zawinięty w kołdrę i koc, ubrany
najgrubiej jak mógł i wciąż trząsł się z zimna. Nie wiedział, że mieszkanie
może się tak szybko wychłodzić, kiedy zabraknie w nim ogrzewania. W dodatku z
tego wszystkiego rozbolała go głowa. Pocięta ręka też dawała mu się we znaki. Z
chęcią by się podniósł i zjadł tabletki na ból głowy, ale ani myślał opuszczać
swój kokon z pościeli. Jakim cudem Louis był w stanie s…
- Och, pierdolić to!
Louis wystrzelił jak strzała ze swojego posłania na podłodze
i wyszedł z pokoju. Harry zamrugał z zaskoczenia. Minęło kilka minut, zanim
chłopak wrócił, niosąc w rękach dwa kubki.
- Hej, przyniosłem herbatę na rozgrzewkę. Słyszałem, jak
szczękałeś zębami. Wyszły by z tego niezłe bity – powiedział cicho Louis. W
jego głosie pobrzmiewała wyraźna irytacja, ale nie na Harry’ego, tylko na
sytuację, w której się znaleźli.
Harry podniósł się i sięgnął po kubek. Aż odetchnął z
radości, kiedy jego ręce objęły niemal gorący kubek i zaczęły się
powoli rozgrzewać.
- Dziękuję – powiedział z prawdziwą wdzięcznością.
- Hej, jeśli wcisnę się do ciebie pod kołdrę i dorzucę swoją
i koc to nie pomyślisz, że próbuję cię poderwać? – spytał Louis, półżartem,
półserio.
Harry napił się i odparł.
- Cóż… To temat na dłuższe rozważania, wiesz? – zażartował
Harry.
Louis parsknął.
- Och, co ty nie powiesz?.
- Mhm… Myślisz, że tak tanio się sprzedam? Za kubek herbaty?
- Oddawaj. – Louis wyciągnął rękę, ale Harry się odsunął.
- Miej serce. Ta herbata to jedyne, co mnie trzyma przy
życiu.
Louis zaśmiał się.
- Okej, znaj moją łaską. Chociaż właściwie to ty tutaj
nadawałbyś się na członka rodziny królewskiej. HAROLD. Z powodzeniem możesz
udawać syna królowej.
- Mam na imię Harry.
- Tak powiedziałem.
Harry tylko pokręcił głową. Dopili herbatę w ciszy, Harry
przy okazji popił tabletkę przeciwbólową.
Gdy skończyli pić, Louis podniósł z podłogi swoją kołdrę i
koc i zarzucił je na nakrycie Harry’ego, po czym wdrapał się pod to do niego.
- Będę taki łaskawy, że nawet pozwolę ci się dzisiaj zmacać
– rzucił Louis, próbując się ułożyć jakoś wygodniej. Z tego co wiedział, to
Harry był hetero, ale miał jakieś głupie przeczucie, że nie do końca tak było.
– Dzisiaj wszystko mi jedno, byle tylko zrobiło się cieplej.
- No to chodź tutaj – odparł Harry, obejmując go w pasie i
przyciągając do siebie bliżej.
Louis mimowolnie poczuł, że jego policzki oblewają się
czerwienią. Miał tylko nadzieję, że mu nie stanie. Harry był od niego wyższy i
miał ogromne dłonie, a wyobrażanie sobie ich na swoim tyłku zbytnio Louisowi
nie pomagało.
Harry posmyrał go zimnym nosem po szyi i Louis aż cały
zadrżał.
- Zimne!
- Przepraszam.
Przez chwilę wiercili się obaj, próbując ułożyć się
wygodniej, kiedy w końcu Harry odetchnął głęboko i zamarł. Louis starał się
zachować spokój, ale… jak? Cholerny Harry Styles przytulał go w łóżku. Nie,
Louis nie był tak oszczany jak jego siostry na myśl o tym, że to przecież TEN
Harry Styles. To Louisowi aż tak nie imponowało, o nie. Nic jednak nie mógł
poradzić na to, że facet był w jego typie. Nawet Zayn Malik, uważany za
najprzystojniejszego z całego zespołu nie podobał mu się tak bardzo jak Harry.
Louis nie ukrył w swoim pokoju w Londynie kilku plakatów z tym właśnie
artystą… Nie i już.
O dziwo przytulenie się do kogoś –
Harry’ego Stylesa, ha! – oraz dwie kołdry wystarczyły, aby przespał całą noc w
ciepłym otoczeniu. W nocy obaj się trochę wiercili. Gdy Louis się obudził, miał
usta pełne kręconych włosów, a palce jego prawej ręki wczepiły się w koszulę
Harry’ego, jakby od tego zależało jego życie.
Następnego dnia przygotowania do
świąt rozpoczęły się pełną parą. Każdy miał coś do zrobienia. Louis nosił
drewno na opał i został oddelegowany do miasta do sklepu po produkty, które
jakimś sposobem zostały przeoczone. Lottie i Fizzy, jako najstarsze dziewczyny
w domu, pomagały mamie piec placki
przygotowywać pozostałe potrawy, które miały się znaleźć na stole przy
świątecznej kolacji. Bliźniaczki też trochę pomagały, ale większość czasu
spędziły dekorując dom. Uwielbiały to robić i matka im na to pozwalała, chcąc
mieć je z głowy na kilka godzin i móc zająć się swoją robotą w kuchni.
Gdy Louis wrócił, dziewczyny
akurat miały przerwę. Lottie i Fizzy chichotały, zaczepiając coś jemiołę na
suficie w korytarzu.
- Będzie musiał tędy przejść –
powiedziała cicho Lottie, uśmiechnięta od ucha do ucha. Louis uniósł brwi.
- Powinnyśmy jeszcze zawiesić
zaraz przy wejściu do pokoju Lou – odparła Fizzy podekscytowana. – Wiesz, żeby
nie miał jak uciec.
- Harry jest mój – mruknęła
Lottie, wyraźnie zaznaczając swoje terytorium.
- Nic się nie stanie, jak pocałuje
też mnie – obruszyła się Fizzy. – Przecież ci go nie zabiorę.
Louis tyko pokręcił głową. Jego zapisanie
się na boks albo karate wydawało się coraz bardziej prawdopodobne.
Oczywiście, jak to zwykle było, to
Louis padł ofiarą jemioły. Zresztą, nie było w tym nic wielkiego, dziewczyny
zadbały o to, żeby rozwiesić ją dosłownie wszędzie. Nie wchodziły do pokoju
Louisa, bo mama je pilnowała, a Harry z niego nie wychodził, przesypiając
większość dnia, ale i tak… No.
Wieczorem Harry znowu spytał, czy
może z nimi zjeść kolację. Nikt nie miał nic przeciwko, więc Harry z chęcią
dołączył do nich w kuchni.
Kolacja przebiegła tym razem bez
większych ekscesów. Louis większość czasu przemilczał, pozwalając siostrom
zagadywać Harry’ego na śmierć.
Było już po kolacji, kiedy zatrzymał
się w korytarzu, odczytując wiadomość od kolegi. Ktoś uderzył w niego od tyłu.
- Przepraszam – powiedział Harry.
– Zagapiłem się – przyznał.
Louis obejrzał się, widząc
zadowoloną z siebie Lottie. Postanowił trochę sobie z Harry’ego pożartować.
- Na moją siostrę? – spytał,
robiąc srogą minę.
- Ee…
- Och mój Boże! – zawołała mama
Louisa, chichocząc. – Boobear, spójrz w górę.
Louis i Harry jak na komendę
unieśli wzrok. Tuż nad ich głowami – bliżej Harry’ego, bo był wyższy od niego
co najmniej o pół głowy – wisiała jemioła.
- Nie fair! – krzyknęła
niezadowolona Lottie.
Harry i Louis spojrzeli na siebie.
Przez chwilę panowała zupełna cisza, nikt nic nie mówił. Wszyscy czekali na ich
ruch.
Harry jeszcze raz spojrzał w górę,
a potem znowu na Louisa. Uśmiechnął się lekko. W jego policzkach ukazały się
urocze dołeczki. Louis mimowolnie przeniósł wzrok na jego usta, nie wiedząc, co
zrobić. Chętnie pocałowałby Harry’ego, ale…
- Cóż, takiej okazji nie mogę
przepuścić – powiedział Harry półżartem, półserio.
Nachylił się lekko i pocałował
Louisa prosto w usta.
Było… przyjemnie. Louis całował w
życiu wielu facetów, ale nigdy kogoś tak uroczego i przystojnego. Przez chwilę
ich usta się dotykały w delikatnym pocałunku, wywołując u Louisa dreszcze, a
potem Harry się odsunął. Louis poczuł żal, kiedy pocałunek obiegł końca. Nawet
zbytnio nie zdążył zareagować. Harry uśmiechnął się do niego sympatycznie i bez
słowa poszedł do jego pokoju.
Jay pokazała synowi uniesione
kciuki, uśmiechając się od ucha do ucha, a Lottie spojrzała na niego z
naburmuszoną miną.
- Ciebie nie miałyśmy w planach! –
burknęła.
Louis pokazał jej język i poszedł
za Harrym do swojego pokoju. Z jakiegoś powodu nie potrafił przestać się
uśmiechać.
W nocy starał się zbytnio nie
wiercić, żeby nie budzić Harry’ego lub – co gorsza – tłumaczyć się ze swojej
bezsenności, ale jakoś nie potrafił przestać myśleć o tym pocałunku. To był
właściwie najbardziej niewinny pocałunek od czasów podstawówki, kiedy Billy
Rogers się do niego przyssał, chcąc sprawdzić, jak to jest. Niewielu gejów
mogło się pochwalić tym, że ich pierwszy pocałunek skradł chłopak, ha! Ale w
sumie nie o tym…
Louis westchnął ciężko, prostując
rękę i kuląc się bardziej. Zawsze było mu wygodnie na tym materacu, a teraz
jakoś kompletnie nie mógł sobie znaleźć miejsca. A wszystko przez faceta z
kręconymi włosami, dołeczkami, zielonymi oczami i najseksowniejszą dupą na…
Stop, pomyślał Louis, twardo
przeciwstawiając się swojej wyobraźni. Nie mógł myśleć o ciele Harry’ego, bo
najzwyczajniej w świecie mu stanie i dopiero będzie problem. Nic jednak nie
mógł poradzić na to, że pocałunek zrobił na nim duże wrażenie. Miał już za sobą
serię jednonocnych przygód. Jak się okazało, był w tym wszystkim tak samo
beznadziejny jak jego matka i dzięki Bogu, że nie mógł zajść w ciążę, bo pewnie
już by za nim biegał Louis Junior. Był, co nawet go zaskoczyło, osoba, która
nie chciała tylko rozładować napięcia seksualnego. Widział, jaka samotna była
jego mama, jak zostawiał ją jeden facet za drugim i sam chciał znaleźć kogoś,
kogo miałby tylko dla siebie. Chłopca, który by odwzajemnił jego uczucia, który
też chciałby być tylko z nim. Louis chciał prawdziwego związku i zazdrościł
swoim znajomym, którym już udało się takiego kogoś znaleźć. Oczywiście, nie
było mowy, że tym jednym dla Louisa będzie cholerny Harry Styles, co to, to
nie. Louis wiedział, że jest atrakcyjny, ale u takiego faceta nie miał szans.
Nie, kiedy mógł mieć kogoś z wyglądem Zayna Malika, nawet jeśli ten był rzekomo
hetero.
Westchnął ciężko, nakrywając się bardziej
kołdrą. Czy myślenie o tym miało jakiś sens? Niedługo Harry zniknie z jego
życia i więcej się już nie zobaczą.
Jak się szybko okazało, to
„niedługo” nadeszło o wiele szybciej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać.
- Mamo, mamo, mamo! – wrzeszczała jedna
z dziewczynek, biegnąc przez dom jak słoń. – Mamo, Liam Payne jest pod naszymi
drzwiami!
- Liam? – zdziwił się Harry, trąc
zaspane oczy. Spojrzał na rozczochranego Louisa. – Dzień dobry.
Louis ziewnął szeroko.
- Czeeeść.
-
O Boże, mamo, mamo, Zayn Malik też przyjechał!
- Chyba mamy komplet – mruknął
Harry, ostrożnie podnosząc się z łóżka i pochodząc do okna, pocierając przy tym
ramiona. – Och. Śnieg stopniał.
- Zamknijcie te japy! – krzyknął
Louis, zirytowany zachowaniem swoich sióstr. Bliźniaczki nadzierały się jak
głupie, zapewne próbując znaleźć Jay. – Matko, co za dzieciaki. Wystrzelam te
gówniary.
Harry zaśmiał się.
- Co ja mówiłam o otwieraniu drzwi
obcym ludziom?
- Oni nie są obcy, mamo. Ja ich
znam.
- Ta, jasne.
Louis parsknął, słysząc tę wymianę
zdań. Cóż, Fizzy zawsze była uparta.
Harry założył papcie i niemal
biegiem pognał na dół. Louis poszedł za nim z trochę mniejszym entuzjazmem.
Dziewczynki miały rację, w ich
ciasnym przedpokoju tłoczyło się trzech chłopaków, przepraszając za najście i rozglądając
się na boki. Jeden z nich – Niall? – zobaczył Harry’ego, pisnął i niemal
pofrunął w jego kierunku.
- Hazza! Mój Hazza! – zawołał,
obejmując go mocno. – Tak się cieszę, że nic ci nie jest.
- Gadaliśmy wczoraj przez telefon
– odparł Harry, uśmiechając się szeroko. – Dusisz moją ranną rękę.
- Och. Przepraszam.
Niall odsunął się, robiąc miejsce
dla Zayna i Liama. Obaj wyglądali, jakby naprawdę im ulżyło, że Harry
rzeczywiście ma się dobrze.
- Przyjechaliśmy jak tylko
zobaczyliśmy, że śnieg stopniał – zakomunikował Liam.
- No, Niall wstał w środku nocy,
bo zgłodniał i zobaczył, że większość śniegu się roztopiła – dodał Zayn.
Niall wywrócił oczami.
- Ósma rano to nie środek nocy,
Zayn. Nauczyłbyś się tego wreszcie.
Zayn tylko pokazał mu język, więc
Niall zrobił to samo.
- Okej, dzieci, starczy! – Do
akcji wkroczył Liam, wchodząc między przemawiającą się dwójkę. Harry tylko
uśmiechał się głupkowato, a Louis przestępował z nogi na nogę, wciąż ubrany w
koszulę z długim rękawem i niebieskie, bawełniane spodnie od piżamy.
- Wejdźcie do środka i rozgośćcie
się – powiedziała Jay, uśmiechając się do nich. – Herbaty, kawy? A może
jesteście głodni? Właśnie zamierzaliśmy jeść śniadanie.
- Umieram z głodu! – rzucił Niall
z uroczym uśmiechem.
- Ty zawsze jesteś głodny!
Zachowuj się! – Liam złapał go za kołnierz i zatrzymał, gdy ten już zmierzał
do kuchni.
Louis zauważył, że Zayn mu się
przygląda. Pewnie myślał, że Louis spuści wzrok, ale on nie zamierzał tego
robić. To, że to było cholerne One Direction, nie onieśmielało go. Patrzył na
niego pewnie i spokojnie, nie chcąc z nim walczyć ani nic, tylko pokazać, że
nie zamierza ich traktować jak kogoś specjalnego, nawet jeśli jego siostry
wyglądały, jakby miały zemdleć z wrażenia.
Jay zaprowadziła wszystkich do
kuchni i dołożyła dodatkowe nakrycia, a przynajmniej tyle, ile się zmieściło.
Wzięła na kolana Pheobe, a Louis Daisy i w ten sposób zdołali się jakoś
zmieścić.
Potem wszystko działo się
błyskawicznie. Nim się obejrzeli, rzeczy Harry’ego były już pakowane, a on żegnał
się ze wszystkimi po kolei. Louis nawet nie miał okazji poprosić go o numer.
Harry tylko objął go mocno na pożegnanie, podziękował za pomoc i obiecał, że
nigdy o nich nie zapomni.
A potem odjechał ze swoimi
przyjaciółmi.
Gdy Louis wrócił do swojego pokoju,
w którym nie było już żadnego śladu bytności muzyka, mimowolnie poczuł smutek.
Wiedział, że i tak nic by z tego nie było, ale z jakiegoś powodu było mu z tego
powodu trochę przykro. No ale… nie za bardzo mógł coś na to poradzić, prawda?
Mógł tylko mieć nadzieję, że Harry będzie go czasami wspominał z sentymentem.
Święta minęły błyskawicznie, potem
była impreza Sylwestrowa i nim Louis się obejrzał, był już z powrotem w
Londynie, z niechęcią myśleć o zbliżających się egzaminach i wszystkich innych
rzeczach, które musiał dopilnować.
Starał się nie myśleć o Harrym
Stylesie – zbyt często – co nauka mu znacznie ułatwiała. Gdy już rzucił się w
wir pracy i przyzwyczaił do nawału nauki, ciężko było mu z tego trybu wyjść.
Budził się rano z myślą, że musi się uczyć, bo nie zda, a nauka wchodziła mu o
wiele szybciej niż jak miał się nauczyć na pojedyncze kolokwium. Skupienie się
na egzaminach pomogło mu więc odetchnąć od tego, co stało się w święta i nie
myśleć o uroczym piosenkarzu z zespołu uwielbianego przez nastolatki.
Jak się okazało między egzaminami,
narzekanie matce na ogrom pracy w sesji nie było dobrym pomysłem. Gdy w piątek
po południu otworzył drzwi od mieszkania, ze zdumieniem zobaczył, że stoi na
progu wraz ze wszystkimi czterema jego siostrami.
- Cześć, Lou – powiedziała z
lekkim uśmiechem i błyskiem w oku, który nie stanowił niczego dobrego.
- Hej – odparł, wpuszczając ich do
środka. – Co tak znienacka naszło was na odwiedziny? – Spojrzał podejrzliwie na
siostry. Fizzy i Lottie wyglądały, jakby zaraz miały eksplodować z ekscytacji i
chęci powiedzenia mu, co robią w Londynie.
- Mówiłeś, że masz dużo roboty,
więc pomyślałam, że powinieneś trochę odpocząć od nauki i się rozerwać.
- I że niby te małe potwory mają
mi w tym pomóc? – spytał, ciągnąc Daisy za kiteczkę.
- Hej! – oburzyła się mała,
patrząc na niego z niezadowoleniem.
- Powiedzmy. – Jay westchnęła,
odkładając torebkę na szafkę. – Umówiłam się z zabójczym facetem…
- Mamo! – jęknął niezadowolony,
wywracając oczami.
- Co? Myślisz, że na twoją starą matkę
już nikt nie poleci?
- Sama to powiedziałaś.
Szturchnęła go w bok, przechodząc
do kuchni i wstawiając wodę na herbatę.
- No więc umówiłam się ze wspaniałym
facetem. Na początku nie chciałam, ale pomyślałam, że może warto spróbować.
- Jak znowu ci jakiś strzeli dwa
gole za jednym zamachem, ja nie będę zmieniał pieluch – ostrzegł żartobliwie.
Nie trudno było zauważyć, że Jay
miała kompletnie wypaczony gust, jeśli chodziło o facetów. Ojciec Lou zmył się
niedługo po tym, jak chłopiec się urodził. Co prawda zadbał o to, żeby
utrzymywać z nim kontakt, ale związek z Jay mu kompletnie nie wypalił. To samo
było z ojcem dziewczynek. Ten został trochę dłużej, ale koniec końców też
opuścił ten statek. Louis naprawdę miał nadzieję, że jeśli jego mama pójdzie do
łóżka z kolejnym facetem, to chociaż użyje zabezpieczenie. A jeśli nie, to
mogłaby chociaż postarać się o chłopca. Nie, żeby Louis nie kochał swoich
sióstr, ale będąc jedynym facetem w domu był z góry na przegranej pozycji. I o
czesaniu i przebieraniu dzieci wiedział zdecydowanie za dużo jak na swój gust.
- Przestań. Nikt mi nie będzie
strzelał żadnych goli.
- Mhm, ostatnio też tak mówiłaś.
- W każdym razie… - zaczęła,
puszczając jego pyskówkę mimo uszu – zamierzam się z nim spotkać tutaj, w
Londynie, skoro i tam jestem tutaj na specjalnym szkoleniu. Pomyślałam, że
skoro jest piątek, a ty potrzebujesz odpoczynku, to weźmiesz dziewczynki na
koncert.
Louis uniósł brwi, patrząc jak
jego mama robi herbatę.
- Harry przysłał nam bilety, będziemy
siedzieć w pierwszym rzędzie! – wrzasnęła Lottie, nie wytrzymując w końcu.
Serce Louisa zabiło mocniej, kiedy usłyszał imię piosenkarza.
- Co? – zdumiał się chłopak. Tego
się kompletnie nie spodziewał. – Harry zrobił co?
- Przysłał bilety – potwierdziła Jay
z uśmiechem. – Dla was wszystkich, ze spotkaniem z całym zespołem po koncercie.
Gadałam z nim przez telefon. Był bardzo podekscytowany na myśl, że znowu was
zobaczy.
Że co…?
Louis zamrugał.
- Nie będę siedział w pierwszych
rzędzie wśród wrzeszczących nastolatek – zaprotestował, chociaż aż go skręcało
wewnętrznie na samą myśl, że znowu zobaczy Harry’ego.
- Jasne, Lou, bo będziesz stał i krzyczał
razem z nami! – Fizzy pokazała mu język. Louis też jej pokazał swój, mając
ochotę ją przełożyć przez kolano. Czasami bywała strasznie nieznośna.
- Daj spokój, Lou, spodoba ci się.
Będziesz miał okazję zobaczyć ich w akcji. Dostanie tych biletów to jak
wygranie na loterii. Masz pojęcie, jak te miejsca są oblegane?
Nie trudno było zgadnąć, skoro
każdy jego kumpel, który miał siostrę, potrafił wymienić wszystkich czterech
członków zespołu z imienia i nazwiska, dopasować te dane do twarzy; wskazać, z jakiego
miasta pochodzą poszczególni członkowie, z kim ostatnio chodzili i w jaki
sposób właściwie ten zespół powstał, skoro wszyscy mieszkali tak daleko od
siebie. Louis sam nie był lepszy, ale te informacje mimowolnie zostawały w jego
głowie, skoro jego siostry paplały tylko o tym.
- Nie przez facetów, mamo.
- Chłopcy też chodzą na ich koncerty.
- Bo na nich lecą.
- Tak jak ty na Harry’ego. – Jay uśmiechnęła się do niego
cwaniacko.
- Harry jest mój! – zaprotestowała Lottie.
Louis spojrzał na obie z niechęcia.
- Och, walcie się. To nie ja porozwieszałem jemiołę w całym
domu. – Westchnął ciężko. – Kiedy ten koncert?
- Dzisiaj wieczorem. Musicie wyjść za jakieś – Jay spojrzała
na zegarek – trzy godziny.
- Ugh, okej, w porządku, zabiorę je na ten koncert. Odbierzesz
je po tej swojej randce, która mam nadzieję skończy się jeszcze dzisiaj
wieczorem?
- Jasne, skarbie. Bawcie się dobrze. Gdyby coś się działo,
znasz zasady.
Louis kiwnął głową. Jakieś pół godziny później jego mama
pożegnała się i wyszła. Louis spojrzał na swoje siostry.
- Dobra, małe potworki. Gotowe na przygodę swojego życia?
***
Rozdział niesprawdzony, mam nadzieję, że się podobał i nie było zbyt wielu błędów.
Pozdrawiam!
Ijeeej! doczekałam się ...i co? opłacało się sprawdzać co chwilę :) rozdział świetny..ale ile będziemy musieli czekac na następny? :(
OdpowiedzUsuńTrudno mi powiedzieć. Za tydzień jest koniec semestru i sesja, 5 lutego mam ostatni egzamin, więc myślę, że deadline to tak 6-7 lutego, no ale będę oczywiście starała się wstawić to wcześniej. Nie chcę nic obiecywać, bo nie wiem jak mi wyjdzie z nauką.
UsuńPozdrawiam!
obsesja
Yasssssssssss
OdpowiedzUsuńCzekałam na to.
Rozdział cudowny :D
Juz się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału i tego całego koncertu.
Ah ten Harry~ zawsze Wei jak zadziwić Lou
Dołączam się do pytania anonima;Kiedy można się spodziewać rozdziału ? :)
Hej <3 A ja po raz pierwszy w życiu posłucham, co oni w ogóle śpiewają ;p Popatrz jak dbasz o wykształcenie muzyczne swoich fanów ;)
OdpowiedzUsuńWow
OdpowiedzUsuńTak dzięki Tobie i Twoim opowiadaniom poznaję już drugi zespół :) Choć o OD słyszałam bo przecież walkowano tą ich jedną piosenkę przez spory czas w radiu :) Fajny rozdział, jak już pisałam uwielbiam duże rodziny i ich przepychanki słowne :) Miałam nadzieję że Harry spędzi z rodzinką całe święta, ale może to lepiej że spotkają się na neutralnym gruncie, o ile tak można nazwać koncert i późniejsze spotkanie :) Dzięki bardzo i pozdrawiam ☺
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Kasią. Zanim zaczełam czytać twoje blogi nawet nie wiedziałam o istnieniu Tokio Hotel a teraz nie mogę przestać ich słuchać... Kocham twoje opowiadania <3
OdpowiedzUsuńRozdział świetny. Uwielbiam gdy w opowiadaniach pojawia się rodzina, a szczególnie rodzeństwo. Ich rozmowy zawsze są zabawne i miło jest czytać o takich rzeczach. Kocham twoje opowiadania, zarówno te o Tokio Hotel, 1D jak i slashe. Jestem ciekawa co takiego wymyślisz do następnego rozdziału. Czekam z niecierpliwością Mada :D
OdpowiedzUsuńJak dl;a mnie to to będzie twoja przygoda życia misiu pysiu.. Biedny Lou przegrał z wrodzoną zajebistością Stylesa.. Bo bóg, którym nie jestem ja, nigdy nie będzie sprawiedliwy i ich miłość na odległość nigdy nie będzie miała racji bytu.. Biedne, zranione serduszko Louisa. Nie wiem czy Tomlinson to przeżyje xDD
OdpowiedzUsuńCo do błędów, tokowych nie widziałam i sam rozdział - odpowiadając na twoje pytanie - bardzo mi się spodobał (a najbardziej wizyta Nialla w rodzinnym domku Lou. Też bym coś zjadła.. I ta walka na spojrzenia xDD
Pozdrawiam, ślę wenę do pisania i czekam na kolejny rozdział~
Ejjj, dlaczego tak szybko śnieg stopniał? Liczyłam na coś więcej, a tu takie rozczarowanie, ale całus pod jemiołom bardzo mi się podobał :) szczególnie niezadowolenie sióstr Lou xD
OdpowiedzUsuńMyślę, że koncert przyniesie coś nowego, a przy najmniej na to liczę :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
czekam cierpliwie :) jakieś wskazówki co do dnia dodania nastepnego rozdziału?
OdpowiedzUsuńpozdrawiam "K"
Ech, przyznam, że ciężko mi powiedzieć. Jak wspominałam, ostatni egzamin mam 5 i teoretycznie wtedy zaczynam ferie. Postaram się dodać kolejny rozdział tak do niedzieli, poniedziałku po tym 5. Cieszę się, że jesteście cierpliwi :)
UsuńPozdrawiam!
obsesja
Cześć :D Chciałam zapytać, czy masz jakiegoś maila, przez którego można się z Tobą skontaktować? Czy to jest ththebest@autograf.pl? Bo na niego napisałam Ci wiadomość, ale niestety nie dostałam żadnego potwierdzenia, że znalazła się u Ciebie w skrzynce pocztowej ;-;
OdpowiedzUsuńKoooocham Twoje opowiadania! Dosłownie pochlaniam je xd o TH przeczytałam wszystkie i czekam na kolejne z niesłychaną niecierpliwością,dużo weny kochana i zdanej sesji ;) czekam też na nowe wpisy o 1D choć zespół jakoś nie szczególnie lubię xd dziękuję ci za to,że piszesz ;)
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńten pocałunek pięknie, ech tak szybko się rozstali, ciekawe co o nim myśli Harry i te bilety na koncert :)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, ach ten pocałunek piękny, szkoda, że tak szybko się rozstali, ciekawi mnie co o nim myśli Harry i te bilety na koncert :)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńfantastyczny rozdział, ten pocałunek wyszedł pięknie, och jaka szkoda, że tak szybko się rozstali, ciekawi mnie co o nim myśli Harry no i te bilety na koncert :)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza